Czy przeciętny Kowalski zarabia średnio 3000 złotych czy raczej 1000? Przykro to mówić: prawdy raczej nie poznamy, ponieważ instytucje statystyczne skutecznie ukryją ją poprzez sposób prezentacji danych. Nie tylko w Polsce, w innych krajach również.
Spróbuję to wykazać na przykładzie, korzystając z wiedzy zdobytej podczas zajęć ze statystyki na studiach.
Zastanówmy się, jakie jest przeciętne wynagrodzenie w kraju X. Załóżmy, że cała zbiorowość wszystkich pracowników zawiera się w 10 osobach, pobrano od nich dane i otrzymano co następuje:
Pracownik |
Wynagrodzenie (w tys.)
|
1 |
1 |
2 |
1 |
3 |
1 |
4 |
2 |
5 |
2 |
6 |
2 |
7 |
2 |
8 |
20 |
9 |
20 |
10 |
20 |
W takiej sytuacji instytucje typu GUS zliczą wszystkie występujące wynagrodzenia (71 tys.), podzielą przez liczbę jednostek (10) i orzekną, że średnie wynagrodzenie w kraju X wynosi 7,1 tys. I w tym momencie 70% badanych trafi szlag.
Odkąd zaczęłam poznawać podstawy statystyki, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego danych nie prezentuje się tak, jak nas uczono na ćwiczeniach, czyli: z podziałem zbiorowości , np. na kwartyle. Podział na kwartyle ujawniłby np., że 75% zbadanych pracowników ma wynagrodzenie mniejsze lub równe 2 tys. (a pozostałe 25% większe niż 2 tys.). Moglibyśmy też sprawdzić, jaka wartość wynagrodzenia występuje najczęściej (u nas: 2 tys.). Gdyby pogrzebać trochę głębiej i sprawdzić, jak wygląda zróżnicowanie pracowników pod względem zarobków, okazało by się, że – dla pewnych statystyków – jest to już wartość istotna (11,9%), więc nie powinno się jej lekceważyć.
Taka prezentacja danych więcej mówi o rzeczywistych zarobkach pracowników, niż gdybyśmy podali tylko samą średnią arytmetyczną. Gdybyśmy mieli do dyspozycji takie dane, moglibyśmy – jako państwo - lepiej planować wydatki na politykę społeczną, jako obywatele, na przykład – że powiem brutalnie – decydować czy już czas na emigrację, czy jeszcze nie.
Jeśli więc chcemy dowiedzieć się więcej na temat zarobków Kowalskiego, to nie sprawdzamy tego tylko w GUS. Szukamy firmy, która koncentruje się na podziale badanej zbiorowości na części (kwartyle lub kwintyle) i przedstawia w miarę szczegółowe informacje (jak w przykładzie wyżej) na temat badanej cechy.
Wracając jednak do instytucji typu GUS: dlaczego mówiąc o wynagrodzeniach podają tylko średnią arytmetyczną? Podobno za granicą robi się to samo. Czy jest tak wielkim wysiłkiem opisanie struktury tych zarobków? Czy mamy do czynienia z ogólnoświatowym spiskiem (piszę to z przekąsem, pół żartem, pół serio), polegającym na tym, że państwa zatajają swoją rzeczywistą sytuację przed innymi państwami a nawet swoimi obywatelami? Dlaczego to się robi?
A później Kowalski z Nowakiem żalą się na forum bezrobotnych, że poszli na rozmowę kwalifikacyjną, zapytani ile chcą zarabiać powiedzieli, że 2 tys., a pracodawca zrobił wielkie oczy… A gdyby powiedzieli 7 tys.? ;)
PS. Inspiracją do tekstu było to, że ktoś kogo znam chciał zgłosić przeprowadzone przez siebie badanie, na pewien temat, z takim właśnie dokładnym podziałem i opisem. GUS tego badania nie przyjął. Źródła nie zamierzam ujawniać.